niedziela, 15 lutego 2015

Testament


... nie, nie; nie mój. (Tu nie opublikuję :-) ).
Johannes Frey, mieszkaniec Nowosolnej, przybyły do niej z nad Neckaru w 1802 r. spisał taki dokument w 1823 r. Notariusz pieczęciami swoimi opatrzył. Do dziś nikt testamentu nie otworzył.
Potomkiem Freya nie jestem, ale sporo wiem o Nowosolnej i jej pierwszych mieszkańcach. Czy ten dokument powiedziałby o nich jeszcze coś nowego? Otworzyć? 

piątek, 13 lutego 2015

Australia, czyli Nowa Holandya

albo Józef Herkner i jego mapy

Stare mapy mają jeszcze swoich wielbicieli, chociaż grono ich coraz bardziej się kurczy. Mapy renomowanych autorów i oficyn potrafią osiągać niebotyczne ceny, a rynek antykwaryczny pełen jest współcześnie wykonanych kopii uchodzących za oryginały. Warto zatem zwrócić uwagę na mapy, które czekają dopiero na swoje „odkrycie”. Do takich należą niewątpliwie mapy wydawane w połowie XIX w. przez Józefa Herknera w Warszawie. Spotyka się je rzadko. Nie wiem, czy istnieje zachowany w całości któryś z jego atlasów.
Józef Herkner (1802 Poznań – 1864 Warszawa), s. Józefa i Józefy Griger, medalier, litograf, związany z Warszawą, gdzie założył pracownię litograficzną. Pierwszą znaną jego pracą jest mapa załączona do Historyi narodu polskiego, Adama Naruszewicza (1824). W 1838 r. opracował sześć tablic sygnowanych „Spółka J. Herkner lith.” do książki Feliksa Pawła Jarockiego Zoologija czyli zwierzętopismo ogólne. Podług Naynowszego Systematu ułożone przez Felixa Pawła Jarockiego nauk Wyzwolonych i Filozofii Doktora, tom VI. Owadów część pierwsza, Warszawa 1838.
W latach 1848-1864 J. Herkner wydawał mapy, o niezaprzeczonej dziś wartości historycznej. Był pierwszym w Królestwie Polskim wydawcą, który wprowadził polskie nazewnictwo geograficzne, zarówno w odniesieniu do Europy, jak i innych kontynentów. Ze swoich map tworzył niewielkie atlasy (od 16 do 20 map), wydając je w latach 1853, 1856, 1862, 1864. W ocenie wartości kartograficznej map Herknera utrwaliła się mało przychylna opinia największego przed Eugeniuszem Romerem autorytetu w kartografii polskiej, Wacława Nałkowskiego: „mapy pozbawione wszelkiej plastyki terenu […] uderzały mnie tylko barwy granic politycznych”.
Część map sygnowana jest nazwiskami współpracowników: Juliana Müllera i R. Baumanna. Julian Müller (ok. 1825-1905), uczył się rysunku pod kierunkiem Jana Feliksa Piwarskiego; po 1864 r. został wydawcą nut i książek, trudnił się ich sprzedażą, prowadził też wypożyczalnię książek. O Baumannie brak bliższych wiadomości.
O poziomie zakładu J. Herknera świadczy najlepiej powierzenie mu opracowania formy graficznej dyplomu (patentu) potwierdzającego szlachectwo, wydawanego przez Heroldię Królestwa Polskiego (1832-1861).

Literatura:
Estreicher K., Bibliografia polska XIX w., t. 2, 1874, s. 122-123 (wyd. II: t. 10, s. 195).
Historia kultury materialnej Polski w zarysie, t. 5, Warszawa 1978, s. 75.
Łodyński K., Centralny katalog zbiorów kartograficznych w Polsce, z. 3, Warszawa 1965.
Olszewicz B., Kartografia polska XIX w., t. 1, Warszawa 1998, s. 221.
Polska Bibliografia Sztuki 1801-1944, t. 2: Rysunek, grafika, sztuka książki i druku, Wrocław 1979, poz. 2878, 2217.
Nałkowski W., Wspomnienia krakowskiego studenta, [w:] W. Nałkowski, Jednostka i ogół. Szkice i krytyki psycho – społeczne, Kraków 1904, s. 394 – 395.
Szulc E., Cmentarz ewangelicko-augsburski w Warszawie: zmarli i ich rodziny, Warszawa 19898, s. 730.
Tessaro-Kosimowa I., Historia litografii warszawskiej, Warszawa 1973, s. 78.


niedziela, 1 lutego 2015

Mozół pisania, czyli nulla dies sine linea



Wiele lat temu, bardzo niezadowolony z tempa, w jakim przyrastały kolejne zapisane strony jakiegoś ważnego wówczas dla mnie tekstu, zapytałem swego niemieckiego kolegę: - Słuchaj, Francois, ile stron oryginalnego tekstu jesteś w stanie napisać w ciągu dnia? Zastanowił się chwilę i odpowiedział: - Jeśli napiszę cztery, to jest już bardzo dobrze. Poczułem ulgę. Cztery strony, czyli ok. 7 tys. znaków, to był mój "dorobek" dnia, w którym nie istniało nic poza "wysiadywanym" tekstem. Posiłki były, albo ich nie było, były wzloty i przypływy weny, były zacięcia i przestoje, podczas których żadnego sensownego zdania nie udawało się skleić.

Od tamtej pory wyczulony jestem na relacje piszących o tym, jak piszą. Czy mają jakieś strategie (np. nulla dies sine linea), czy piszą w określonych porach dnia? Ciekaw byłem, co mają do powiedzenia ci, którzy uchodzą za dobrych stylistów, których teksty czyta się jednym tchem. To, co znalazłem, nie zaskoczyło mnie.

Oddaję głos Zygmuntowi Kałużyńskiemu: Piszę z wielkim trudem, tak jak bym tłukł kamienie na szosie. […] Piszę jedno zdanie, wyglądam przez okno. Siadam, piszę drugie. Widzę, że pierwsze mi się nie podoba, zaczynam od początku. Co trochę napiszę, to przerywam, idę napić się herbaty albo posłuchać radia, znów usiłuję coś napisać – i tak w kółko. A ile kreślę, ile poprawiam! Każde słowo trzeba przemyśleć i ustalić. Mam jakąś potrzebę perfekcyjności i nigdy nie jestem zadowolony”. 
(W. Kałużyński, Pół życia w ciemności. Biografia Zygmunta Kałużyńskiego, Chotomów 2012, s. 314-315).


A teraz o Ryszardzie Kapuścińskim: „Nie znosi, gdy mu coś przeszkadza w pisaniu. Potrzebuje spokoju, wyciszenia. Gdy tego nie ma, wszystko go drażni. […] Gdy więc Alicja widzi, że zaczyna się miotać, nerwowo chodzi, siadają z Zojką cichutko w kąciku, żeby nie rozdrażnić lwa jeszcze bardziej. […] Gdy pisanie zaczyna iść gładko, on oznajmia uroczyście, że teraz to już pójdzie, że złapał wiatr w żagle. Odczytuje pierwsze zdanie, Alicja skacze z radości. I tak… do następnego akapitu. Zawsze pisał wolno, ledwo wyrabiał redakcyjne normy. Zależało mu, żeby pisać dobrze, nie dużo. Dlatego zarabiał grosze”. 
(A. Domosławski, Kapuściński. Non-fiction, Warszawa 2010, s. 105-106).

I jeszcze: „Pisał wolno, potrafił pichcić przez cały dzień jedną stronę, pisał po kilka wersji jednego zdania. […] Szefowie ciągle słali mu monity, że za mało pisze”. 
(A. Domosławski, op. cit., s. 194).  

Taka jest cena, którą się płaci za przyzwoity tekst. To na pociechę (?) wszystkim moim studentom, którzy trudzą się pracami licencjackimi, magisterskimi... Im więcej piszesz, tym robisz to sprawniej. Ale w każdym twoim pisaniu ujawni się to, ile czytałeś...

środa, 21 stycznia 2015

Optymistyczny prognostyk


Tę książkę (okładka poniżej), profesor Władysław Rostocki opublikował mając lat 90. Historia, bardziej niż inne nauki, jest dyscypliną, która udowadnia kumulatywny charakter wiedzy. Jeśli tylko jasność umysłu pozwoli, historyk powinien w latach dojrzałych i podojrzałych pisać summy zawierające wszystko to, co zgromadził, przeanalizował, opatrzył refleksją.
Zakładam, że przez cały czas do osiągnięcia wieku podojrzałego "kumulował" wiedzę, stawiając wartość swoich dociekań znacznie wyżej od zdobywania doraźnych "punkcików" za publikacje i "aktywności" akademickie, dające się ująć w parametry liczbowe.

Aby napisać trzy arkusze liczącą rzecz o urzędnikach Komisji Województwa Mazowieckiego trzeba było lat wertowania archiwaliów. Opracowanie nie wymienia ich wszystkich, ale i tak okazało się bardzo przydatne do ukazania otoczenia Rajmunda R., prezesa KWM, bohatera książki, którą "domykam".


środa, 7 stycznia 2015

Kobieta wśród pasterzy, czyli tajemnica flamandzkiego mistrza

Wśród starych grafik trafiających w moje ręce pojawiła się rycina nie różniąca się na pozór od wielu setek podobnych. “Pokłon pasterzy” to temat w ikonografii bardzo popularny i powiedziałbym – schematyczny. Bliższe oględziny akwaforty Michaela Heylbroucka ujawniły jednak pewną odmienność tego przedstawienia. Wśród pasterzy adorujących narodzonego Jezusa, flamandzki mistrz umieścił kobietę. Bardzo to „nieortodoksyjne” ujęcie, niemające żadnego źródła w apokryfach towarzyszących narodzinom Pańskim. Gdzie zatem szukać inspiracji Heylbroucka?

Pójdźmy tropem, który podpowiada historia jego życia i twórczości.
MICHAEL HEYLBROUCK (ur. 1635 w Gandawie; zm. 1733 w Weronie; wg innych źródeł w Brescii), wybitny sztycharz – miedziorytnik flamandzki, wychowany na najlepszych wzorach malarstwa i grafiki flamandzkiej II poł. XVII w. Jako dojrzały artysta wyjechał do Werony, gdzie tworzył do ostatnich lat życia, adaptując do swojej twórczości osiągnięcia sztuki włoskiej. W jego sztychach odnaleźć można liczne wątki występujące w pracach związanego z Weroną malarza Antonio Balestry (1666-1740). Według jego rysunków, M. Heylbrouck wykonał komplet sztychów (frontispis, winiety, inicjały) do dzieła Scipione Maffei, Verona illustrata (1732).
Heylbrouck zasłynął przede wszystkim jako doskonały ilustrator dzieł religijnych, ale nie stronił też od wykonywania ilustracji do utworów świeckich (m. in. frontisipis do Boskiej komedii Dantego; wielkoformatowe ilustracje w księdze pamiątkowej z koronacji cesarza Karola VI, 1719).

Sztych „Pokłon pasterzy” pochodzi z nierozpoznanego dzieła religijnego, wydanego przed 1733 r. Postać pasterza widocznego na pierwszym planie nawiązuje układem do sceny z obrazu A. Balestry, Adorazione dei pastori, z kościoła Św. Szymona w Borca di Cadore (region Veneto). Byłby M. Heylbrouck tak dalece zafascynowany twórczością tego malarza, czy może chciał „przemycić” w sztychu portret bliskiej mu kobiety?

Nieliczne prace Heylbroucka zachowały się w zbiorach Gallerie Vittert Uniwersytetu w Liege, w Bibliotece Uniwersytetu Harwarda, w Sociedade Martins Sarmento, Portugalia.

Poszukiwania w zbiorach polskich przyniosły wynik negatywny.